Czy
kiedykolwiek zastanawiasz się nad tym, co on robi?
Jak to
wszystko zamieniło się w kłamstwo?
Czasami myślę,
że lepiej
by nigdy nie
pytać
„Dlaczego?”
- Wszystko, co
potrzebne, właściwie znajdziesz w kuchni. Gdy będziesz głodna - nie krępuj się,
lodówki na kłódkę nie zamykamy. Dawid jedzenie ma przygotowane, Paulina ostatnio
się dziwnie od jabłek uzależniła... Ale już mniejsza o to. My się ulatniamy,
trzymaj się, pa!
I tylko tyle.
Drzwi zamknęły się z głuchym skrzypnięciem, a ja pozostałam zupełnie sama z
dwójką maluchów. Rodzice ich zarzekali się, iż problemów mieć nie powinnam.
Moje doświadczenie było wystarczająco duże by wiedzieć, że wiara w te
zapewnienia może mi nie wyjść na dobre. Wzięłam głęboki oddech, by ruszyć
wreszcie do salonu, gdzie Paulina z Dawidem oglądali właśnie dobranockę.
Usiadłam na kanapie i przez chwilę wpatrywałam się w ich twarze. Podobieństwo
do rodziców było widoczne już na pierwszy rzut oka. Westchnęłam głośno i już
miałam rozpoczynać konwersację, która i tak z góry by była skazana na
niepowodzenie, bo młodzi byli tak zaabsorbowani „Pingwinami z Madagaskaru”, że
świat zewnętrzny przestał dla nich istnieć, ale rozległ się dzwonek do drzwi -
właściwie niepotrzebnie, bo mój kuzyn najwyraźniej czuł się tu jak u siebie w
domu i nawet nie musiałam ruszać się z miejsca, żeby mu otworzyć.
- Luśka!
- Mati! -
odpowiedziałam z szerokim uśmiechem, krzyżując ręce na klatce piersiowej. -
Odrobina dobrej kultury wymagałaby oczekiwania chociaż na zaproszenie do
środka.
- Też cię
kocham.
Wprosił się do
kuchni, zajął miejsce przy stoliku, a do szklanki nalał sobie soku jabłkowego.
Domyśliłam się, że przygotowany był on z myślą o uzależnieniu Pauliny. Usadowiłam
się obok Mateusza tak, by mieć na oku dzieciaki (chociaż póki co raczej nie
robiły nic - poza oglądaniem oczywiście).
- Luśka, dziś
imprezę robię - oznajmił, wodząc palcem po ekranie swojej dotykowej Nokii.
Wzniosłam oczy ku górze.
- Rozumiem, że
mam się pojawić, tak? - Udałam, że się załamuję, kiedy pokiwał głową.
- Przejmiesz
obowiązki gospodarza, kiedy ja już nie będę w stanie...
Westchnęłam
głęboko. Mogłam się przecież domyślić, że prędzej czy później Mateusz wpadnie
na podobny pomysł. Imprezy nigdy jakoś szczególnie mnie nie kręciły. Alkohol,
papierosy, głośna muzyka i zdecydowanie za dużo ludzi. Jak na osobę nieco
aspołeczną, to chyba całkiem normalne. Ale nie miałam już nic do gadania, skoro
potrzebowałam mieszkania w Jastrzębiu, a Mateusz dysponował akurat wolnym
pokojem. Pomógł mi również znaleźć pracę, nie byle jaką zresztą - miałam być
niańką dzieci zawodników z Jastrzębia-Zdroju. Jakieś nudy, imprezy czy też
kolacje jak dziś w przypadku Gierczyńskich - Luśka jest wzywana i już biegnie w
podskokach, z uśmiechem od ucha do ucha i szczerym entuzjazmem w oczach. Yeah.
- ...ty pewnie
wrócisz później, ale nie martw się, bo tak szybko my nie padniemy. Poznasz dziś
większą część drużyny.
Dopiero po
chwili dotarły do mnie te słowa. Niepewnie skinęłam głową. Poznanie reszty
drużyny nie było tym, na co z utęsknieniem czekałam. Jeśli byli tacy jak
Mateusz to może lepiej, bym z nimi w ogóle styczności nie miała. Dzieci
potrafią wygadywać głupoty i mówić ciągle o tym samym, ale nie ranią.
Przynajmniej nie robią tego świadomie. Co innego mężczyźni - ci nawet nie
kwapią się, by zachować pozory jakiejkolwiek delikatności przy ewentualnych
rozstaniach. Myślą, że dla nas też wszystko jest łatwe - zapomnieć? Jasne, nic
prostszego! Bo przecież czułego, wrażliwego i kochanego faceta to ze świeczką
szukać, chociaż oni twierdzą, że to my, kobiety, jesteśmy zawsze winne. W końcu
kozła ofiarnego nie wypatruje się wśród swoich.
Mateusz nie
byłby sobą, gdyby nie zerwał się nagle z miejsca oznajmiając, iż na niego już
pora. Niechętnie powlokłam się za nim do drzwi, by tym razem nieproszony gość
nie miał tak łatwego wstępu do wnętrza domu państwa Gierczyńskich. To z mojej
strony było nieodpowiedzialne i równie dobrze mogło mnie dyskwalifikować w
pracy z maluchami, które swoją drogą w dalszym ciągu bacznie śledziły losy
pingwinów z Madagaskaru. Rzecz jasna nie mogłam opędzić się od myśli na temat
nieuchronnie zbliżającej się imprezy. Zerkając na zegarek wskazujący parę minut
po godzinie dziewiętnastej doszłam do wniosku, iż Gierczyńscy mogliby w ogóle
nie wracać. Mnie tam wcale się nie spieszyło, bo ich dzieci były bardzo
inteligentne i po tym, jak już położyłam ich do łóżka, jeszcze dobrą godzinę
spędziliśmy na rozmowie. Dowiedziałam się wiele o tym, jak im się wiedzie w
przedszkolu, czego tatuś im zabrania, co mamusia gotowała na obiad i tak dalej.
Właściwie to zasnęłam wraz z nimi i obudziłam się dopiero, gdy Krzysiek
potrząsnął moim ramieniem. Zerwałam się lekko przerażona i spojrzałam na
zegarek, na którym dochodziła północ.
- Nie chciałem
cię przestraszyć. - Gierczyński uniósł ręce w geście pokoju.
Gdzieś na
końcu języka miałam uwagę na temat tego co chciał, a co nie. Jako osoba
spokojna, a do tego wywodząca się z dobrego domu wiedziałam, że tego typu
zachowanie może zostać odebrane jako niestosowne. Uśmiechnęłam się i z
zakłopotaniem mruknęłam, że nic takiego się nie stało.
- Chodź,
podrzucę ciebie do domu - zaoferował zupełnie szczerze. - I nie próbuj nawet
odmawiać. Mateusz mnie uprzedził, że miasta nie znasz, a za taksówkę przecież
płacić nie będziesz.
Okej,
zgodziłam się, bo o tej godzinie już mi się nie uśmiechało samotnie wracać do
domu, zwłaszcza że Jastrzębie do jakichś szczególnie bezpiecznych miejsc nie
należało. Poza tym Krzysiek zaprezentował mi bardzo ładny uśmiech, więc już
zdecydowanie nie mogłam odmówić.
Prawdę mówiąc,
bałam się wchodzić do mieszkania Matiego. Dochodziły z niego wyraźne odgłosy
imprezy i już w korytarzu natknęłam się na jakiegoś młodego, słodkiego
blondaska, który zdecydowanie był ode mnie parę lat młodszy.
- Luśka! -
Mateusz pojawił się w drzwiach z butelką piwa w ręce. - Stęskniłem się za tobą.
- Chciałabym
móc powiedzieć to samo - prychnęłam, odkładając swoje rzeczy na szafkę w
przedpokoju. W chwili, gdy ponownie miałam się odezwać z kuchni dobiegł nas
odgłos tłuczonego szkła.
- Luśka, czy
mogłabyś...
- Tak, jasne.
Posprzątam.
Sprawca
zdarzenia uciekł z miejsca wypadku, więc nie miałam na kogo wylać swojej
frustracji. Z cichym westchnieniem schyliłam się, by zgarnąć resztki szklanki z
podłogi, a do kuchni wszedł tanecznym krokiem ten uroczy blondasek. Zaszczycił
mnie przelotnym spojrzeniem i ładnym uśmiechem, po czym sięgnął po jeden z
przygotowanych, leżących na kuchennym blacie drinków.
- Hej -
mruknęłam, opierając ręce na biodrach i patrząc na niego surowo. - A ty czasem
nie jesteś za młody?
Przez krótką
chwilę bacznie mi się przyglądał, jakby starając się wyczuć na ile poważne jest
moje pytanie. Przewracając oczami zdecydowałam się zabrać szklankę z kolorowym
napojem alkoholowym i sama opróżniłam ją dwoma łykami, kiedy tylko chłopak
opuścił kuchnię. Bez procentów zapewne miałabym problem z przetrwaniem tej
nocy. A na ogół raczej miłośniczką drinków nie jestem. Zdecydowanie bardziej
wolę zadowolić się piwem imbirowym lub dobrym winem. Otworzyłam lodówkę i
uśmiechnęłam się szeroko. Mati jak widać miał podobny gust.
Stanęłam przy
oknie z piwem w ręku i odgarnęłam włosy z czoła, po czym wzdrygnęłam się, bo
poczułam na swojej szyi czyjś ciepły oddech.
- Ładnie
pachniesz - powiedział nieznajomy. Wyczułam już po tych dwóch słowach, że język
mu się lekko plącze. Opierając się jedną ręką o drzwi lodówki, odwróciłam się w
jego stronę. Nie przypuszczałam nawet, że będzie tak blisko mnie. Bez problemu
mogłam badać nawet najdrobniejsze szczegóły jego brązowych oczu.
- Ty natomiast
z całą pewnością masz już dość alkoholu - mruknęłam bez entuzjazmu, dość
nieumiejętnie próbując wyminąć nieznajomego. Po kilku nieudanych próbach
niechętnie się poddałam. - Możesz mnie przepuścić?
- Pewnie mogę.
- Ale nie
chcesz, tak?
- No
niekoniecznie.
Mruknęłam pod
nosem coś o kretynach, ale zrobiłam to po polsku, więc zapewne nie zrozumiał.
Na jego twarzy zagościł szarmancki uśmiech, który zapewne miał mnie oczarować.
Prawie mu się to udało. Prawie, ponieważ z Łucją Zamoyską nie ma aż tak łatwo.
Wykorzystując chwilę nieuwagi przemknęłam pod jego ramieniem.
- Nie uciekaj
- jęknął żałośnie, a ja niepotrzebnie odwróciłam się w jego stronę. Wyglądał
tak uroczo z tym smutnym wyrazem twarzy, że natychmiast naszła mnie ochota, by
go przytulić. Na całe szczęście w porę oprzytomniałam, starając się ukryć
zakłopotanie pociągając łyk piwa z butelki. - No, tak lepiej.
- Czego ty
właściwie ode mnie chcesz? - zapytałam, patrząc na niego uważnie. Chwiejnym
krokiem podszedł do krzesła, po czym usiadł na nim i wskazał mi a swoje kolana,
oznajmiając, że chciałby porozmawiać. Tak, jasne, już biegnę, żeby tam usiąść.
Wdrapałam się na kuchenny blat, a mężczyzna tylko wywrócił oczami i westchnął z
rozczarowaniem.
- Chyba się
mnie nie boisz, prawda?
- Miałabym się
ciebie bać, będąc w mieszkaniu kuzyna? - Jedna z moich idealnych brwi uniosła
się nieznacznie. - Poza tym ja nie jestem z tych bojących.
Nie musiał
przecież wiedzieć, że dokładnie taka jestem. Na wszystkie znane mi sposoby
musiałam pilnować głupie serce, które już rwało się w stronę szatyna. O nie!
Nie tym razem. Zbyt dużo razy popełniłam błąd zwany zdecydowanie za szybkim
zakochaniem się.
- No ja myślę.
- On myśli? A to nowość! - Poza tym... Miałabyś bać się mnie? Takiego słodkiego
i niewinnego przystojniaka?
Przystojniakiem
może i był, ale czy aby na pewno takim niewinnym i słodkim? Na całe szczęście
tą myśl pozostawiłam jedynie dla siebie. Jeszcze by sobie zaczął chłopak
niewiadomo co wyobrażać.
- Dobra
przystojniaku - całe szczęście jednak wyczuł ironię, w rezultacie marszcząc
nieco nos przez co wyglądał jeszcze bardziej słodko. - Imię zapewne jakieś
posiadasz, co?
- Nie jestem
godzien użyć jego pospolitego brzmienia, bo twej piękności nie dorasta do pięt,
o szlachetna Pani. - Zmierzyłam go wzrokiem i już miałam na końcu języka jakąś
ciętą ripostę, ale uprzedził mnie. - Thiago Jorge da Silva Violas.
Mruknęłam pod
nosem „uhm”, a on ponownie się odezwał.
- A jak brzmi
twe imię, Afrodyto dwudziestego pierwszego wieku?
- Możesz sobie
dać spokój?
- No dobra.
- Łucja
Zamoyska - odpowiedziałam tonem zupełnie obojętnym. W prawdzie reakcje ludzi na
tak znane nazwisko bywały przeróżne, ale po zagranicznym siatkarzu nie
spodziewałam się znajomości historii Polski. I przyznać muszę, iż nieco mnie
ten fakt ucieszył. Thiago uśmiechnął się lekko, sięgając przy tym po ostatnią
szklankę z kolorowym drinkiem. Jemu picia zabronić nie mogłam. Wyglądał na tych
dwadzieścia lat, a skoro mieli jakiś powód do świętowania, to proszę bardzo.
- Ładnie -
powiedział, na co ja wzruszyłam ramionami.
Mati wszedł do
kuchni, prawie się przy tym przewracając, i wyszczerzył się do mnie wesoło.
- Luśka,
widzę, że już się bierzesz za podrywanie.
- Pf, jasne -
burknęłam ledwo słyszalnie.
- Czy to tak
przystoi jaśnie pani hrabiance? - ciągnął Malinowski. Zmrużyłam groźnie oczy.
Nienawidziłam kiedy ktoś zwracał się do mnie w taki sposób. Tym razem sprawę
dodatkowo pogarszał fakt, iż w kuchni znajdował się Thiago, który zapragnął
dowiedzieć się na temat tego tytułu czegoś więcej. Machnęłam ręką na znak, że
nie chcę o tym mówić. No ale Mateusz Malinowski języka za zębami trzymać nie
będzie. Opowiedział skróconą wersję mojej rodziny. Nie omieszkał również
wspomnieć o majątku rodziców, którego przecież swemu nazwisku nie zawdzięczali.
Thiago zaśmiał się.
- Pani
hrabianka, a pracy sobie sama nie mogła znaleźć - powiedział. Być może nie był
nawet do końca świadomy swoich słów, ale mnie to jakoś niespecjalnie
obchodziło. Zacisnęłam dłonie w pięści, podeszłam do niego i hardo spojrzałam
mu w oczy.
- Wyjdź -
syknęłam. - Natychmiast.
Kaś - Bu! To taki nasz "eksperyment" podkarpacki :P Ach te 17 godzin w pociągu w obie strony. Ale warto byłoooo!
bluśka - Trzeba także dodać, że jest to eksperyment bardzo ciekawy, ale o tym jeszcze nie dzisiaj. Poczekamy z tłumaczeniem :]
bluśka - Trzeba także dodać, że jest to eksperyment bardzo ciekawy, ale o tym jeszcze nie dzisiaj. Poczekamy z tłumaczeniem :]
Jeśli chcecie tu z nami zostać, to wiecie, gdzie się wpisywać, prawda?
Jak zwykle zaczyna się ciekawie i intryguje mnie ta ,Pani hrabianka'. Coś czuję, że to może (ale nie musi) być kluczem do wszystkiego.
OdpowiedzUsuńP.S. Oczywiście wpisałam się do zakładki ,Informowani' :)
"Pani Hrabianka" muszę przyznać, że mnie bardzo zaciekawiło ;) Malinowski mógłby trzymać język za zębami, ale jak to facet oczywiście nie umie. A Violas nie wydaje mi się aby był świadomy swoich słów. Alkohol namieszał mu w głowie i pewnie nawet pamiętać nie będzie tego co powiedział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
ciekawe, ciekawe ;D fajnie się zapowiada ^^
OdpowiedzUsuńPan Violas w opowiadaniu - nowość, z której niezmiernie się cieszę. ;) zapowiada się ciekawie. czekam na następny rozdział ;D ^^
OdpowiedzUsuńDoskonale ją rozumiem, że sama chce zasłużyć sobie na pozycje w tym jakże ciężkim świecie,ale myślę, że tak na prawdę to rozgrywający nie jest świadomy gafy jaką popełnił... Choć pewnie przez to będzie mu teraz ciężko 'dotrzeć' do Łucji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Thiago się nie popisał dobrym wrażeniem co może sprawić,że Łucja będzie trzymała go na dystans. Alkohol w pewnym stopniu może go usprawiedliwiać ale Mateusz na następny raz powinien trzymać język za zębami zanim coś palnie.
OdpowiedzUsuńMateusz, ty to jesteś głupi. A Thiago przez alkohol nie ogarnia, co mówi, eh ci faceci.
OdpowiedzUsuńAwww.. *.* Świetne. <3 Czekam na ciąg dalszy.. : )
OdpowiedzUsuńLuśka jest fajna. lubię ją :D Malinke też. ciekawe czy fajne malinki robi? dobra jestem głupia, ale to widać. A Violas też jest fajny. słodki i niewinny przystojniak. *.* xd będzie genialnie <3
OdpowiedzUsuńiśka
oeoeoeoe! ♥
OdpowiedzUsuńLuśka przypomina mi mnie samą jakieś 6-7 lat wstecz identyczne zachowania i przemyślenia, matko nawet takiego samego szurniętego kuzyna jak Mateusz mam :))tylko tych siatkarzy jakoś u mnie brak. Też bym się wspomogła alkoholem gdyby mi się po mieszkaniu panoszyło stado wstawionych mamutów. Thiago jak przystało na południowca do podrywacz z niewyparzonym językiem, już go lubię :)
OdpowiedzUsuńNo tak hrabianka jak Łucja to powinna umieć trzymać język za zębami, nawet jak ją Thiago denerwuje ;) Nie no, żartuję.
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł z Malinowskim (chyba pierwsze opowiadanie z tych co znam, gdzie ma on pierwszoplanową rolę) i Violasem. Po pierwszy rozdziale trudno coś więcej powiedzieć, niż to, że ciekawe jak to się dalej potoczy. Ale jest Jastrzębie, więc musi być świetne ;)
Dużo weny wam życzę dziewczyny <3
Thiago? A to niespodzianka!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Thiago bajerującego Łucję, uwielbiam to imię, uwielbiam to, co się tutaj wyprawia, uwielbiam Luśkę za to, że jest tak podobna do mnie i uwielbiam dzieci siatkarzy. Czegóż chcieć więcej? *.* Będę!
OdpowiedzUsuńhrabina Zamoyska! Wy to zawsze potraficie wykombinować coś ciekawego. I Vilas, tak niebanalnie. To dobrze, dość już mamy banalnych historyjek o Kurku, Zibim czy Winiarze.
OdpowiedzUsuńWow. Jestem zaskoczona :) Bardzo fajny pomysł. Hrabianka ;) A Thiago już się u niej nieco spalił ;D
OdpowiedzUsuńWreszcie jakieś opowiadanie o Tiago! I o pani Hrabiance. ;)
OdpowiedzUsuń