21 lutego 2013



Czy kiedykolwiek zastanawiasz się nad tym, co on robi?
Jak to wszystko zamieniło się w kłamstwo?
Czasami myślę, że lepiej
by nigdy nie pytać
„Dlaczego?”


- Wszystko, co potrzebne, właściwie znajdziesz w kuchni. Gdy będziesz głodna - nie krępuj się, lodówki na kłódkę nie zamykamy. Dawid jedzenie ma przygotowane, Paulina ostatnio się dziwnie od jabłek uzależniła... Ale już mniejsza o to. My się ulatniamy, trzymaj się, pa!
I tylko tyle. Drzwi zamknęły się z głuchym skrzypnięciem, a ja pozostałam zupełnie sama z dwójką maluchów. Rodzice ich zarzekali się, iż problemów mieć nie powinnam. Moje doświadczenie było wystarczająco duże by wiedzieć, że wiara w te zapewnienia może mi nie wyjść na dobre. Wzięłam głęboki oddech, by ruszyć wreszcie do salonu, gdzie Paulina z Dawidem oglądali właśnie dobranockę. Usiadłam na kanapie i przez chwilę wpatrywałam się w ich twarze. Podobieństwo do rodziców było widoczne już na pierwszy rzut oka. Westchnęłam głośno i już miałam rozpoczynać konwersację, która i tak z góry by była skazana na niepowodzenie, bo młodzi byli tak zaabsorbowani „Pingwinami z Madagaskaru”, że świat zewnętrzny przestał dla nich istnieć, ale rozległ się dzwonek do drzwi - właściwie niepotrzebnie, bo mój kuzyn najwyraźniej czuł się tu jak u siebie w domu i nawet nie musiałam ruszać się z miejsca, żeby mu otworzyć.
- Luśka!
- Mati! - odpowiedziałam z szerokim uśmiechem, krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Odrobina dobrej kultury wymagałaby oczekiwania chociaż na zaproszenie do środka.
- Też cię kocham.
Wprosił się do kuchni, zajął miejsce przy stoliku, a do szklanki nalał sobie soku jabłkowego. Domyśliłam się, że przygotowany był on z myślą o uzależnieniu Pauliny. Usadowiłam się obok Mateusza tak, by mieć na oku dzieciaki (chociaż póki co raczej nie robiły nic - poza oglądaniem oczywiście).
- Luśka, dziś imprezę robię - oznajmił, wodząc palcem po ekranie swojej dotykowej Nokii. Wzniosłam oczy ku górze.
- Rozumiem, że mam się pojawić, tak? - Udałam, że się załamuję, kiedy pokiwał głową.
- Przejmiesz obowiązki gospodarza, kiedy ja już nie będę w stanie...
Westchnęłam głęboko. Mogłam się przecież domyślić, że prędzej czy później Mateusz wpadnie na podobny pomysł. Imprezy nigdy jakoś szczególnie mnie nie kręciły. Alkohol, papierosy, głośna muzyka i zdecydowanie za dużo ludzi. Jak na osobę nieco aspołeczną, to chyba całkiem normalne. Ale nie miałam już nic do gadania, skoro potrzebowałam mieszkania w Jastrzębiu, a Mateusz dysponował akurat wolnym pokojem. Pomógł mi również znaleźć pracę, nie byle jaką zresztą - miałam być niańką dzieci zawodników z Jastrzębia-Zdroju. Jakieś nudy, imprezy czy też kolacje jak dziś w przypadku Gierczyńskich - Luśka jest wzywana i już biegnie w podskokach, z uśmiechem od ucha do ucha i szczerym entuzjazmem w oczach. Yeah.
- ...ty pewnie wrócisz później, ale nie martw się, bo tak szybko my nie padniemy. Poznasz dziś większą część drużyny.
Dopiero po chwili dotarły do mnie te słowa. Niepewnie skinęłam głową. Poznanie reszty drużyny nie było tym, na co z utęsknieniem czekałam. Jeśli byli tacy jak Mateusz to może lepiej, bym z nimi w ogóle styczności nie miała. Dzieci potrafią wygadywać głupoty i mówić ciągle o tym samym, ale nie ranią. Przynajmniej nie robią tego świadomie. Co innego mężczyźni - ci nawet nie kwapią się, by zachować pozory jakiejkolwiek delikatności przy ewentualnych rozstaniach. Myślą, że dla nas też wszystko jest łatwe - zapomnieć? Jasne, nic prostszego! Bo przecież czułego, wrażliwego i kochanego faceta to ze świeczką szukać, chociaż oni twierdzą, że to my, kobiety, jesteśmy zawsze winne. W końcu kozła ofiarnego nie wypatruje się wśród swoich.
Mateusz nie byłby sobą, gdyby nie zerwał się nagle z miejsca oznajmiając, iż na niego już pora. Niechętnie powlokłam się za nim do drzwi, by tym razem nieproszony gość nie miał tak łatwego wstępu do wnętrza domu państwa Gierczyńskich. To z mojej strony było nieodpowiedzialne i równie dobrze mogło mnie dyskwalifikować w pracy z maluchami, które swoją drogą w dalszym ciągu bacznie śledziły losy pingwinów z Madagaskaru. Rzecz jasna nie mogłam opędzić się od myśli na temat nieuchronnie zbliżającej się imprezy. Zerkając na zegarek wskazujący parę minut po godzinie dziewiętnastej doszłam do wniosku, iż Gierczyńscy mogliby w ogóle nie wracać. Mnie tam wcale się nie spieszyło, bo ich dzieci były bardzo inteligentne i po tym, jak już położyłam ich do łóżka, jeszcze dobrą godzinę spędziliśmy na rozmowie. Dowiedziałam się wiele o tym, jak im się wiedzie w przedszkolu, czego tatuś im zabrania, co mamusia gotowała na obiad i tak dalej. Właściwie to zasnęłam wraz z nimi i obudziłam się dopiero, gdy Krzysiek potrząsnął moim ramieniem. Zerwałam się lekko przerażona i spojrzałam na zegarek, na którym dochodziła północ.
- Nie chciałem cię przestraszyć. - Gierczyński uniósł ręce w geście pokoju.
Gdzieś na końcu języka miałam uwagę na temat tego co chciał, a co nie. Jako osoba spokojna, a do tego wywodząca się z dobrego domu wiedziałam, że tego typu zachowanie może zostać odebrane jako niestosowne. Uśmiechnęłam się i z zakłopotaniem mruknęłam, że nic takiego się nie stało.
- Chodź, podrzucę ciebie do domu - zaoferował zupełnie szczerze. - I nie próbuj nawet odmawiać. Mateusz mnie uprzedził, że miasta nie znasz, a za taksówkę przecież płacić nie będziesz.
Okej, zgodziłam się, bo o tej godzinie już mi się nie uśmiechało samotnie wracać do domu, zwłaszcza że Jastrzębie do jakichś szczególnie bezpiecznych miejsc nie należało. Poza tym Krzysiek zaprezentował mi bardzo ładny uśmiech, więc już zdecydowanie nie mogłam odmówić.
Prawdę mówiąc, bałam się wchodzić do mieszkania Matiego. Dochodziły z niego wyraźne odgłosy imprezy i już w korytarzu natknęłam się na jakiegoś młodego, słodkiego blondaska, który zdecydowanie był ode mnie parę lat młodszy.
- Luśka! - Mateusz pojawił się w drzwiach z butelką piwa w ręce. - Stęskniłem się za tobą.
- Chciałabym móc powiedzieć to samo - prychnęłam, odkładając swoje rzeczy na szafkę w przedpokoju. W chwili, gdy ponownie miałam się odezwać z kuchni dobiegł nas odgłos tłuczonego szkła.
- Luśka, czy mogłabyś...
- Tak, jasne. Posprzątam.
Sprawca zdarzenia uciekł z miejsca wypadku, więc nie miałam na kogo wylać swojej frustracji. Z cichym westchnieniem schyliłam się, by zgarnąć resztki szklanki z podłogi, a do kuchni wszedł tanecznym krokiem ten uroczy blondasek. Zaszczycił mnie przelotnym spojrzeniem i ładnym uśmiechem, po czym sięgnął po jeden z przygotowanych, leżących na kuchennym blacie drinków.
- Hej - mruknęłam, opierając ręce na biodrach i patrząc na niego surowo. - A ty czasem nie jesteś za młody?
Przez krótką chwilę bacznie mi się przyglądał, jakby starając się wyczuć na ile poważne jest moje pytanie. Przewracając oczami zdecydowałam się zabrać szklankę z kolorowym napojem alkoholowym i sama opróżniłam ją dwoma łykami, kiedy tylko chłopak opuścił kuchnię. Bez procentów zapewne miałabym problem z przetrwaniem tej nocy. A na ogół raczej miłośniczką drinków nie jestem. Zdecydowanie bardziej wolę zadowolić się piwem imbirowym lub dobrym winem. Otworzyłam lodówkę i uśmiechnęłam się szeroko. Mati jak widać miał podobny gust.
Stanęłam przy oknie z piwem w ręku i odgarnęłam włosy z czoła, po czym wzdrygnęłam się, bo poczułam na swojej szyi czyjś ciepły oddech.
- Ładnie pachniesz - powiedział nieznajomy. Wyczułam już po tych dwóch słowach, że język mu się lekko plącze. Opierając się jedną ręką o drzwi lodówki, odwróciłam się w jego stronę. Nie przypuszczałam nawet, że będzie tak blisko mnie. Bez problemu mogłam badać nawet najdrobniejsze szczegóły jego brązowych oczu.
- Ty natomiast z całą pewnością masz już dość alkoholu - mruknęłam bez entuzjazmu, dość nieumiejętnie próbując wyminąć nieznajomego. Po kilku nieudanych próbach niechętnie się poddałam. - Możesz mnie przepuścić?
- Pewnie mogę.
- Ale nie chcesz, tak?
- No niekoniecznie.
Mruknęłam pod nosem coś o kretynach, ale zrobiłam to po polsku, więc zapewne nie zrozumiał. Na jego twarzy zagościł szarmancki uśmiech, który zapewne miał mnie oczarować. Prawie mu się to udało. Prawie, ponieważ z Łucją Zamoyską nie ma aż tak łatwo. Wykorzystując chwilę nieuwagi przemknęłam pod jego ramieniem.
- Nie uciekaj - jęknął żałośnie, a ja niepotrzebnie odwróciłam się w jego stronę. Wyglądał tak uroczo z tym smutnym wyrazem twarzy, że natychmiast naszła mnie ochota, by go przytulić. Na całe szczęście w porę oprzytomniałam, starając się ukryć zakłopotanie pociągając łyk piwa z butelki. - No, tak lepiej.
- Czego ty właściwie ode mnie chcesz? - zapytałam, patrząc na niego uważnie. Chwiejnym krokiem podszedł do krzesła, po czym usiadł na nim i wskazał mi a swoje kolana, oznajmiając, że chciałby porozmawiać. Tak, jasne, już biegnę, żeby tam usiąść. Wdrapałam się na kuchenny blat, a mężczyzna tylko wywrócił oczami i westchnął z rozczarowaniem.
- Chyba się mnie nie boisz, prawda?
- Miałabym się ciebie bać, będąc w mieszkaniu kuzyna? - Jedna z moich idealnych brwi uniosła się nieznacznie. - Poza tym ja nie jestem z tych bojących.
Nie musiał przecież wiedzieć, że dokładnie taka jestem. Na wszystkie znane mi sposoby musiałam pilnować głupie serce, które już rwało się w stronę szatyna. O nie! Nie tym razem. Zbyt dużo razy popełniłam błąd zwany zdecydowanie za szybkim zakochaniem się.
- No ja myślę. - On myśli? A to nowość! - Poza tym... Miałabyś bać się mnie? Takiego słodkiego i niewinnego przystojniaka?
Przystojniakiem może i był, ale czy aby na pewno takim niewinnym i słodkim? Na całe szczęście tą myśl pozostawiłam jedynie dla siebie. Jeszcze by sobie zaczął chłopak niewiadomo co wyobrażać.
- Dobra przystojniaku - całe szczęście jednak wyczuł ironię, w rezultacie marszcząc nieco nos przez co wyglądał jeszcze bardziej słodko. - Imię zapewne jakieś posiadasz, co?
- Nie jestem godzien użyć jego pospolitego brzmienia, bo twej piękności nie dorasta do pięt, o szlachetna Pani. - Zmierzyłam go wzrokiem i już miałam na końcu języka jakąś ciętą ripostę, ale uprzedził mnie. - Thiago Jorge da Silva Violas.
Mruknęłam pod nosem „uhm”, a on ponownie się odezwał.
- A jak brzmi twe imię, Afrodyto dwudziestego pierwszego wieku?
- Możesz sobie dać spokój?
- No dobra.
- Łucja Zamoyska - odpowiedziałam tonem zupełnie obojętnym. W prawdzie reakcje ludzi na tak znane nazwisko bywały przeróżne, ale po zagranicznym siatkarzu nie spodziewałam się znajomości historii Polski. I przyznać muszę, iż nieco mnie ten fakt ucieszył. Thiago uśmiechnął się lekko, sięgając przy tym po ostatnią szklankę z kolorowym drinkiem. Jemu picia zabronić nie mogłam. Wyglądał na tych dwadzieścia lat, a skoro mieli jakiś powód do świętowania, to proszę bardzo.
- Ładnie - powiedział, na co ja wzruszyłam ramionami.
Mati wszedł do kuchni, prawie się przy tym przewracając, i wyszczerzył się do mnie wesoło.
- Luśka, widzę, że już się bierzesz za podrywanie.
- Pf, jasne - burknęłam ledwo słyszalnie.
- Czy to tak przystoi jaśnie pani hrabiance? - ciągnął Malinowski. Zmrużyłam groźnie oczy. Nienawidziłam kiedy ktoś zwracał się do mnie w taki sposób. Tym razem sprawę dodatkowo pogarszał fakt, iż w kuchni znajdował się Thiago, który zapragnął dowiedzieć się na temat tego tytułu czegoś więcej. Machnęłam ręką na znak, że nie chcę o tym mówić. No ale Mateusz Malinowski języka za zębami trzymać nie będzie. Opowiedział skróconą wersję mojej rodziny. Nie omieszkał również wspomnieć o majątku rodziców, którego przecież swemu nazwisku nie zawdzięczali. Thiago zaśmiał się.
- Pani hrabianka, a pracy sobie sama nie mogła znaleźć - powiedział. Być może nie był nawet do końca świadomy swoich słów, ale mnie to jakoś niespecjalnie obchodziło. Zacisnęłam dłonie w pięści, podeszłam do niego i hardo spojrzałam mu w oczy.
- Wyjdź - syknęłam. - Natychmiast.

Kaś - Bu! To taki nasz "eksperyment" podkarpacki :P Ach te 17 godzin w pociągu w obie strony. Ale warto byłoooo! 
bluśka - Trzeba także dodać, że jest to eksperyment bardzo ciekawy, ale o tym jeszcze nie dzisiaj. Poczekamy z tłumaczeniem :]
Jeśli chcecie tu z nami zostać, to wiecie, gdzie się wpisywać, prawda?

17 komentarzy:

  1. Jak zwykle zaczyna się ciekawie i intryguje mnie ta ,Pani hrabianka'. Coś czuję, że to może (ale nie musi) być kluczem do wszystkiego.


    P.S. Oczywiście wpisałam się do zakładki ,Informowani' :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Pani Hrabianka" muszę przyznać, że mnie bardzo zaciekawiło ;) Malinowski mógłby trzymać język za zębami, ale jak to facet oczywiście nie umie. A Violas nie wydaje mi się aby był świadomy swoich słów. Alkohol namieszał mu w głowie i pewnie nawet pamiętać nie będzie tego co powiedział.

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawe, ciekawe ;D fajnie się zapowiada ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Pan Violas w opowiadaniu - nowość, z której niezmiernie się cieszę. ;) zapowiada się ciekawie. czekam na następny rozdział ;D ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Doskonale ją rozumiem, że sama chce zasłużyć sobie na pozycje w tym jakże ciężkim świecie,ale myślę, że tak na prawdę to rozgrywający nie jest świadomy gafy jaką popełnił... Choć pewnie przez to będzie mu teraz ciężko 'dotrzeć' do Łucji.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Thiago się nie popisał dobrym wrażeniem co może sprawić,że Łucja będzie trzymała go na dystans. Alkohol w pewnym stopniu może go usprawiedliwiać ale Mateusz na następny raz powinien trzymać język za zębami zanim coś palnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mateusz, ty to jesteś głupi. A Thiago przez alkohol nie ogarnia, co mówi, eh ci faceci.

    OdpowiedzUsuń
  8. Awww.. *.* Świetne. <3 Czekam na ciąg dalszy.. : )

    OdpowiedzUsuń
  9. Luśka jest fajna. lubię ją :D Malinke też. ciekawe czy fajne malinki robi? dobra jestem głupia, ale to widać. A Violas też jest fajny. słodki i niewinny przystojniak. *.* xd będzie genialnie <3
    iśka

    OdpowiedzUsuń
  10. Luśka przypomina mi mnie samą jakieś 6-7 lat wstecz identyczne zachowania i przemyślenia, matko nawet takiego samego szurniętego kuzyna jak Mateusz mam :))tylko tych siatkarzy jakoś u mnie brak. Też bym się wspomogła alkoholem gdyby mi się po mieszkaniu panoszyło stado wstawionych mamutów. Thiago jak przystało na południowca do podrywacz z niewyparzonym językiem, już go lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  11. No tak hrabianka jak Łucja to powinna umieć trzymać język za zębami, nawet jak ją Thiago denerwuje ;) Nie no, żartuję.
    Ciekawy pomysł z Malinowskim (chyba pierwsze opowiadanie z tych co znam, gdzie ma on pierwszoplanową rolę) i Violasem. Po pierwszy rozdziale trudno coś więcej powiedzieć, niż to, że ciekawe jak to się dalej potoczy. Ale jest Jastrzębie, więc musi być świetne ;)
    Dużo weny wam życzę dziewczyny <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Thiago? A to niespodzianka!

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiam Thiago bajerującego Łucję, uwielbiam to imię, uwielbiam to, co się tutaj wyprawia, uwielbiam Luśkę za to, że jest tak podobna do mnie i uwielbiam dzieci siatkarzy. Czegóż chcieć więcej? *.* Będę!

    OdpowiedzUsuń
  14. hrabina Zamoyska! Wy to zawsze potraficie wykombinować coś ciekawego. I Vilas, tak niebanalnie. To dobrze, dość już mamy banalnych historyjek o Kurku, Zibim czy Winiarze.

    OdpowiedzUsuń
  15. Wow. Jestem zaskoczona :) Bardzo fajny pomysł. Hrabianka ;) A Thiago już się u niej nieco spalił ;D

    OdpowiedzUsuń
  16. Wreszcie jakieś opowiadanie o Tiago! I o pani Hrabiance. ;)

    OdpowiedzUsuń