28 lutego 2013



Gdzie jest pragnienie, tam będzie i płomień.
Gdzie jest płomień, tam ktoś będzie sparzony.
Ale to, że parzy, nie oznacza, że umierasz.
Musisz powstać i próbować.


Ostatnich siedem dni upłynęło mi na zajmowaniu się dziećmi siatkarzy Jastrzębskiego Węgla. Właściwie było to całkiem przyjemne zajęcie, kiedy jednak szef oznajmił, iż będę mieć wolny wieczór – uśmiech sam wkradł się na usta. Krzątałam się więc po mieszkaniu snując plany na kilka najbliższych godzin. Mateusz podobno miał randkę i nie planował wracać wcześniej, niż nad ranem. Życzyłam mu w tej kwestii szczęścia, aczkolwiek wyobraźnia mogłaby ponosić go nieco mniej.
Rozciągnięte, nieco zbyt duże i trochę za długie spodnie dresowe oraz duża, czerwona bluzka – prezent od wujka z Anglii, który nigdy mnie nie widział na oczy, a chciał się wykazać hojnością – może nie były jakimś wyszukanym, wyjściowym strojem, ale w planach miałam siedzenie z książką pod ciepłą kołdrą, a dopiero później może jakiś spacer. Przed tym jednak zdążyłam wysprzątać całe mieszkanie Mateusza, choć i tak on nigdy nie bywał mi za to wdzięczny – raczej nawet tego nie zauważał i mogłam się spodziewać, że ten idealny porządek zniknie, gdy tylko Mati przekroczy próg swego sanktuarium. Podgłośniłam muzykę i uśmiechnęłam się sama do siebie. Tego właśnie mi było trzeba. Chwili odpoczynku oraz bycia sam na sam z własnymi myślami.
Byłam w tracie poszukiwania książki, którą poleciła mi Kasia Gierczyńska, kiedy ciszę w mieszkaniu wypełnił dzwonek do drzwi. Mrucząc pod nosem przekleństwa, poszłam otworzyć licząc, iż to tylko sąsiadka chcąca pożyczyć szklankę cukru. Niestety. Mawiają, iż nadzieja jest matką głupich.
- Mhm… - zaczęłam, mierząc przybysza zdziwionym spojrzeniem. Szatyn przez chwilę się do mnie uśmiechał, a potem jego wyraz twarzy przerodził się w grymas zmieszania. Tak, to był chyba ten moment, kiedy powinnam się odezwać. – Cześć?
- Witaj, piękna pani.
- Znów zaczynasz? – burknęła, a on na widok mojej miny uniósł ręce w geście pojednania. Wtedy też zauważyłam, iż w jednej dłoni trzyma butelkę wina. Było to moje ulubione, różowe Carlo Rossi. Nabrałam podejrzeń, starając się przy tym przejrzeć jego zamiary. Niestety pokerowa twarz sprawiała, że jedyne czego byłam pewna to tego, że raczej nie chcę szatyna zapraszać do środka. Ale co poradzić, kiedy sam się wprosił?
- Lucy, moja najdroższa…
- E? – uniosłam brwi, niepewnie zamykając za nim drzwi.
- Pamiętasz mnie, no nie?
Prychnęłam, wywracając oczami.
- Jaaaasne – zironizowałam. Thiago zmarszczył nosek i zmrużył oczy, wydymając wargi. – To ty jesteś ten Zdzisiek, prawda?
Mina, którą uraczył mnie siatkarz, warta była wszystkich męczarni, jakie musiałam znosić do tej pory. Nie zapomniałam jednak dlaczego tak usilnie chciałam wymazać Violasa z pamięci, więc nawet się nie uśmiechnęłam, grając dalej.
- Thiago. Thiago Violas. – Prawie przeliterował. – Nie żaden Zdzisiek!
- Nie krzycz na mnie – mruknęłam zdając sobie sprawę, iż mimo wszystko nie chciałam, by szatyn oglądał moją osobę w tak mało wyjściowym stroju. – Zapytałabym czy wejdziesz, ale skoro już to zrobiłeś, to może zdradzisz cel swojej wizyty?
- Chcę cię upić i wykorzystać. – Zagotowało się we mnie, serio. Otwierałam usta, żeby warknąć do niego coś chamskiego, bo na kulturalne wypraszanie z mieszkania nie mogłabym się zdobyć, ale znów mnie uprzedził. – No przecież żartowałem. Chciałbym porozmawiać, poznać ciebie lepiej… Wydajesz mi się interesującą osobą.
Słuchałam w milczeniu, żeby po ostatnim zdaniu parsknąć śmiechem i mruknąć pod nosem coś o idiotach.
- Tak na wstępie, to wypadałoby przeprosić – wypaliłam, zanim zdążyłam się ugryźć w język. Nie chciałam niczego na nim wymuszać. Poza tym przeprosiny powinny być ze szczerego serca. Chociaż wyglądało na to, że Thiago i tak nie ma pojęcia o czym mówię. Zasugerowałam więc byśmy dali sobie spokój, zasiedli na kanapie w salonie oraz zajęli się tym wzajemnym poznawaniem. Bez skojarzeń oczywiście, bo przecież kolejne miłostki są mi zupełnie niepotrzebne.
- Ile masz lat? – spytał. Spojrzałam na niego spod byka, a on rozłożył ręce. – No co? Poznajemy się.
Mruknęłam „aha, spoko”, dorzucając jeszcze, że niedawno skończyła dwadzieścia jeden. Thiago był ode mnie trzy lata starszy, pochodził z Portugalii, lubił siatkówkę, frytki i mój zapach. Bez kitu. Czy jemu na serio udało się już jakąś pannę wyrwać na podobną gadkę? Z całego serca pragnęłam, by na mnie ten portugalski urok nie działał. Tworzyłam wokół siebie mur, który Thiago z każdą sekundą bez problemu obchodził, znajdując niewielkie prześwity. W taki właśnie sposób odkrywał prawdziwą Luśkę Zamoyską i jakoś wcale mi to nie przeszkadzało. A przecież, cholera, powinno!
Wino działało jak rozweselacz. Mimo, że póki co jeszcze pijani nie byliśmy, to przynajmniej rozmowa toczyła się jakoś w miarę przyzwoicie. Bariery zniknęły prawie całkowicie. Nawet nie podejrzewałam, że przy obcym człowieku potrafię czuć się tak swobodnie. Zwłaszcza, że należałam raczej do nieśmiałych osób. Thiago co jakiś czas dolewał mi wina, uśmiechając się zniewalająco. Przez myśl mi przeszło, że może jednak zechce mnie upić i wykorzystać. Po chwili mimo wszystko udowadniał, iż nie jest jednym z tych, którzy w głowie mając seks. Rozmowa zeszła nawet na politykę oraz ideę tworzenia wspólnej Europy. Normalnie tematy tego typu nie są raczej czymś zupełnie normalnym. W mojej rodzinie w tejże kwestii były tylko dwie opcje do wyboru: albo nie wyznaje się żadnych poglądów, albo wchodzi do sejmu i walczy o swoje.
- Wiesz, tak jak myślałem, jesteś bardzo interesującą osobą, Lucy – wyznał, otulając mój policzek ciepłym oddechem. Zadrżałam delikatnie. – I w dodatku śliczna.
- Przestań. – Machnęłam lekceważąco dłonią. Umysł podpowiadał mi, żebym się szybko od Violasa odsunęła, ale jedno spojrzenie w jego tęczówki załatwiło sprawę. Uśmiechał się do mnie, odgarniając mi włosy z czoła, a ja patrzyłam wciąż na niego z lekko rozchylonymi ustami, wypiekami na twarzy i mętlikiem w głowie. Gdyby tylko miał pojęcie co właśnie działo się wewnątrz mnie. Serce toczyło zaciętą walkę z rozumem. Kiedy jednak nasze usta dzieliły zaledwie milimetry czułam, że już bardzo dobrze wiem, czego chcę. Pragnęłam go. Każda komórka krzyczała wręcz, by przyspieszyć bieg wydarzeń. Zadrżałam w chwili, gdy kilka blond pasemek schował za moim uchem.
Powietrze stawało się coraz gęstsze. Thiago najpierw naznaczył koniuszkiem języka kontur moich ust. Odnosiłam dziwne wrażenie, że się cały czas uśmiecha, co mnie trochę irytowało. Chciałam przyciągnąć go do siebie, by poczuć jeszcze bardziej ciepło bijące od jego ciała, przylgnąć do niego klatką piersiową i zamknąć go w uścisku, zatracając się w pocałunku, ale stało się przeciwnie – oderwaliśmy się od siebie gwałtownie, gdy tylko Mateusz oznajmił swoje przybycie, trzaskając drzwiami. Po chwili dotarł do nas również głos drugiej osoby. Nie patrzyłam na Thiago. Obawiałam się jego reakcji oraz tego, że zapewne mnie wyśmieje. Skupiłam się więc na doprowadzaniu oddechu do porządku mając nadzieję, iż Mateusz niczego nie zauważy.
Malinowski wyglądał na zaskoczonego obecnością Violasa, ale szybko przeszedł do prezentacji swojej dzisiejszej randki. Między wierszami wyczytałam również, że lepiej będzie się ewakuować. Może nawet na całą noc. Violas odchrząknął znacząco.
- Lucy, masz ochotę na jakiś film?
- Zapraszasz mnie?
- Mam to zrobić bardziej oficjalnie, pani śliczna hrabianko?
Malinowski przeniósł wzrok ze mnie na niego i z powrotem, a następnie wzruszył ramionami. Ubraliśmy się szybko i opuściliśmy mieszkanie, zostawiając Matiego sam na sam ze swoją dziewczyną. Po drodze do Thiago wstąpiliśmy jeszcze do pobliskiego sklepu po kolejną butelkę Carlo Rossi. W prawdzie nie przypuszczałam byśmy na serio mieli ten film oglądać, ale wina przecież nigdy za wiele.
Jak się okazało, szatyn mieszkał zaledwie dwie ulice dalej. Prócz krótkiej wymiany zdań dotyczącej tego, kto powinien płacić za te dobre zakupy – droga upłynęła w milczeniu. Czułam się trochę głupio. Dla pewności zapytałam go… Nie, właściwie to kazałam mu potwierdzić, że filmu oglądać nie będziemy. Skinął głową, przywołując na twarz uśmiech. Poczuła dziwny uścisk w żołądku i jednocześnie przyjemne ciepło rozlewające się strumieniami po całym ciele w chwili, gdy położył swoją dłoń na moim udzie. Powstrzymałam ciche westchnięcie i przełknęłam ślinę z nadzieją, że tego nie usłyszał. Czyżbym się denerwowała? Nie, to nie możliwe. Ja się nigdy w takich sytuacjach nie denerwuję.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem i rozlałam wino do kieliszków. Thiago przysunął się jeszcze bliżej, a jego ciepły oddech znów owionął mój kark.
- Lucy – szepnął mi do ucha i obrócił moją twarz tak, że musiałam spojrzeć w jego oczy. W słabym świetle lampki błyszczały się, niezaprzeczalnie dodając Portugalczykowi uroku.
- Thiago? – wydusiłam, odchylając się do tyłu. Jego ciało podążyło w ślad za moim. Przesunął nosem po mojej szyi, złożył pocałunek na moim obojczyku i stuknął lekko swoim kieliszkiem o mój.
- Na zdrowie – powiedział i jak gdyby nigdy nic odsunął się ode mnie z uśmiechem.
Droczył się ze mną. Z jednej strony czułam z tego powodu narastającą złość, z drugiej zaś pragnęłam więcej tych gierek. Niechętnie tym razem umoczyłam usta w winie, które nie smakowało tak samo dobrze, jak chwilę temu. Krew w żyłach krążyła zadziwiająco szybko, a serce tłukło się w piersi. Rumieńce na policzkach stały się jeszcze wyraźniejsze, co najwidoczniej spodobało się Violasowi, który wodził spojrzeniem najpierw po mojej twarzy, by schodzić powoli coraz niżej, rozbierając mnie w myślach. Nie bałam się. Spokój na twarzy szatyna udzielał się również mi, co go najwyraźniej zadowalało.
Jego palec sunął powoli wzdłuż mojego nagiego ramienia, delikatnie przemknął po obojczyku, wspiął się po szyi i uniósł mój podbródek. Oblizałam wargi, przyciągając tym samym wzrok Thiago. Uniósł jeden kącik ust, zbliżając się jeszcze bardziej. Patrzyłam w jego idealne oczy, w których dostrzegłam jedynie pożądanie. Posłałam mu zadziorny uśmiech, chwytając się kurczowo niebieskiej koszulki. Pasował do niego ten kolor. Z mojej piersi wyrwał się cichy jęk, kiedy chłodne dłonie Thiago wodziły wzdłuż linii kręgosłupa, zahaczając po chwili o gumkę dresowych spodni. Zachowywał się tak jakby czekał tylko na moje pozwolenie. A przecież nie miałam zamiaru niczego mu zabraniać. Jego reakcja, gdy zabrałam się do zdejmowania mu koszulki, wyrażała głęboką aprobatę. Mruknął z zadowoleniem i odstawił nasze kieliszki na niski stolik. Przeniósł mnie na swoje kolana, przez chwilę wodził wargami po mojej żuchwie, a potem odnalazł nimi moje usta i wpił się w nie zachłannie. Wplotłam palce w jego włosy i jeszcze bardziej zmniejszyłam odległość między naszymi ciałami. Thiago wsunął ponownie palce pod materiał mojej bluzki i powoli zaczął unosić ją w gorę. Coś na całe szczęście tknęło mnie rano, by założyć czarny biustonosz obszyty koronką. Na jego widok Violas sapnął cicho, dając tym samym potwierdzenie, że wybór był słuszny. Nie pozwoliłam mu jeszcze na próbę rozpięcia go. Powinien zasłużyć. Zarzuciłam ręce na jego szyję, a on z cichym pomrukiem zadowolenia przeniósł swe zręczne, wszędobylskie łapki w okolice sznureczka od moich spodni i rozwiązał go. Odchyliłam głowę do tyłu, gdy powoli wsunął paluszki za materiał moich majtek. Thiago skorzystał z okazji i przyssał się do mojej szyi. Nie myślałam o tym, jak ukryję malinkę przed Matim – w zasadzie ja o niczym wtedy nie myślałam. No, może tylko o tym, jak bardzo chcę Thiago – i jak on chce mnie.
Przygryzłam delikatnie jego dolną wargę, próbując uporać się z guzikiem jego jeansów. Przez drżące ręce szło mi to całkiem opornie i bałam się, by nie zniechęcić tym Violasa. On jednak zdawał się w ogóle nie dostrzegać moich problemów. Walczył dzielnie z zapięciem koronkowego stanika.
- Ała –syknęłam, gdy uszczypnął mnie w pośladek. Zaczęłam się wiercić niespokojnie na jego kolanach, oddychając ciężko. Thiago wepchnął mi język do ust powodując, że już prawie mi tego tchu zabrakło. Pomiędzy pocałunkami pozbawił mnie bielizny i położył na kanapie, przykrywając mnie swoim ciepłym, przyjemnym ciężarem.
Odniosłam wrażenie, że powietrze w salonie stało się ciężkie. Z trudem przychodziło złapanie oddechu, kiedy tak leżałam z głową na klatce piersiowej siatkarza. Przyspieszone bicie jego serca zdradzało, iż nawet przy tak dobrej kondycji nieco się zmęczył. Opuszkami palców wodziłam po wyraźnie zarysowanych mięśniach brzucha mojego kochanka, którego śmiało mogłam określić bogiem seksu. Thiago bawił się kosmykami moich włosów. Pocałował mnie jeszcze przelotnie w usta i wtulił twarz w zagłębienie mojej szyi.
- Thiago? – Wymruczałam sennie, naciągając na siebie ciepły koc.
- Hm?
- Nie mów Mateuszowi. Ani słowa – poprosiłam. Usłyszałam jeszcze tylko ciche „dobrze” i zasnęłam z wycieńczenia.

16 komentarzy:

  1. Mmmm... Lubię takie romantyczne scenki.. więcej takich poproszę.. hah.. : )
    Świetny rozdział, czekam na kolejny.. ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale romantycznie się zrobiło ;) Czekam z niecierpliwością na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Woow. No no..ciekawie ; ) Taka akcja już na początku i tym bardziej ciekawa jestem, co wydarzy się dalej :D Z niecierpliwością czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przez Was młody Portugalczyk będzie mi się kojarzył tylko z jednym :D Jednak, jak najbardziej jest to dobre, ba, bardzo dobre :))
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Och, jak romantycznie... A to dopiero początek, więc dalej zapowiada się jeszcze ciekawiej :) Czekam z niecierpliwością na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ughhhhhhh! <3
    Aż mi się zrobiło ciepło. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdzie tam romantycznie, namiętnie się zrobiło, o tyle wam powiem :D
    Thiago tutaj jest zupełnie inny, niż zazwyczaj, i wiecie co? Taki jest o wiele lepszy ;) Nasza hrabianka pozwala sobie na nieszczególnie szlacheckie zachowanie, ale taki gorący Portugalczyk to potrafi rozbudzić zmysły, hahaha :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Omg. U nich to rodzinne, że tak szybko lądują w łóżku? Nie będę ukrywać, że mnie zszokowało, iż Thiago i Łucja skończyli w taki sposób. Zwłaszcza, że tak się zarzekała, że w nikim się nie zakocha, nikogo do siebie nie dopuści i w ogóle faceci to dranie. No ale typowa kobieta jedno mówi, a drugie robi :P Ciekawe jak teraz będą wyglądać ich relacje :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Już dawno nie czytałam tak zajebistego rozdziału od którego miałam ciarki na całym ciele. Kocham takie emocjonalne wpisy, to dzięki podobnym z nich sama postanowiłam pisać. Normalnie boskie :)) Teraz już wiem że obojętny do tej pory dla mnie Thiago już nigdy taki nie bedzie, nie po tym co wyprawiał w tym rozdziale. Łucja jest zajebista bo jest pełna sprzeczności, niby go nie lubi a prowadzi z nim bardzo interesującą rozmowę, niby uważa go za uwodziciela, a potem chce jak najszybciej zasmakować jego ust, chciała być twarda, potem sama w tym postanowieniu nie wytrzymała. Przypomina mi mnie w tym momencie

    OdpowiedzUsuń
  10. Zdzisiek!!! <3
    szybko im poszło, nie ma co xd
    rozmarzyłam się.


    geniusze dwa :P <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Ha, czyli jednak ją wykorzystał. Pfu, złe słowo. Zaprowadził ich do krainy rozkoszy. O, tak lepiej. ;) eci, ten urok Portugalczyka, czyni cuda, nie powiem. So romantico. :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Czyli najpierw ją upił, a potem wykorzystał :D Mi się podoba :) Oby tego nie żałowali, bo takich chwil nie wolno żałować.
    Pozdrawiam,
    Dzuzeppe
    Ps. Zapraszam na http://add-me-wings.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Jak powiedział, tak zrobił... Chociaż... Nie wykorzystaniem bym tego nie nazwała ;)

    OdpowiedzUsuń